Yeah, w końcu sesja dobiega końca
i można rozpocząć wakacje. Dla mnie oznacza to jedno – czas nadrobić zaległości.
A zebrało się tego troszkę… kilkanaście świetnie zapowiadających się filmów do
obejrzenia, masa płyt do przesłuchania, kilka seriali do ocenienia i w końcu książki,
odkładane od wieków, do przeczytania. Jeśli będę w stanie, podzielę się z wami
moimi odczuciami, polecę i odradzę. A więc nie zwlekając, mam coś dla was…
Dla mnie – niezwykle pozytywne
odkrycie, zespół The National. Nie kojarzyłam wcześniej ich twórczości, znałam może
jakiś numer, nie wiedząc w dodatku, że to ich, i nic poza tym. Dopiero za
sprawą kogoś bliskiego, przesłuchałam kilka piosenek, które o dziwo, spodobały mi
się. Przy okazji tego, Eska Rock puszcza ich najnowszy singiel, który obija mi
się o uszy od dłuższego czasu… podsumowując – nie miałam wyjścia i ściągnęłam
płytę. A postanowiłam zacząć od najnowszej…
Trouble Will Find Me
Już po przesłuchaniu kilku pierwszych
piosenek, wiedziałam, że nie mogłam trafić lepiej. Nie tylko świetny wokal i
muzyka oczarowały mnie, ale też klimat płyty, który idealnie wpasował się w mój
aktualny nastrój. Po niedawnym „męczeniu”
all day/ all night, całej dyskografii Green Day’a, The National stało się dla
mnie wspaniałą odskocznią i jednocześnie podróżą po bezdrożach melancholijnych
dźwięków.
Płytę otwiera klimatyczne I Should Live In Salt, stanowiące po nikąd
zapowiedź całej reszty. Po pierwszym przesłuchaniu, wiedziałam, że zostanę z
tym numerem na dłużej. Utwór otoczony
aurą rozterki i smutku, wyśpiewywanego z każdym powtarzanym jak mantra wersem: „You should know me better than that”. Mogłabym
leżeć na śniegu, gdzieś na nieokiełznanym, dzikim sybirze, otoczona jedynie
surową tajgą i słuchać tej piosenki. Przepiękna i głęboka.
Następnie mamy nie mniej
nastrojowe Demons. Urzeka mnie wokal
Matta Berningera, który rewelacyjnie komponuje się z całą tą lekko
przygnębiającą otoczką utworu. Kompozycja tworzy dość osobiste muzyczne
wyznanie.
Przerywnikiem dla depresyjnej
nuty jest Don’t Swallow The Cap. Jednak
podkręcony rytm i bit tylko na chwilę zachęcają nas do tupania nóżką czy
tańczenia.
Fireproof nie pozostawia nam dalszych złudzeń. Nostalgia,
zamyślenie, stagnacja, smutek, miłość, zatracenie – zdominowały tę płytę. To
chyba mój ulubiony numer z Trouble Will
Find Me. Niesamowicie dźwięczne i spokojne brzmienie. Nie wiem ile razy przesłuchałam Fireproof, ale za każdym razem tekst tej piosenki sieje w mojej
głowie totalne spustoszenie i sprawia, że mam ochotę się rozpłakać. Romantyczna,
piękna, smutna.
You’re
fireproof, nothing break your heart…
Kolejny numer jest singlem promującym
płytę – Sea Of Love. Hm, co do tej
piosenki mam mieszane odczucia. Słyszałam/ słyszę ją często w radiu i szczerze,
po przesłuchaniu jej pierwszy raz, wcale jej nie zapamiętałam. Może dlatego, że
nie jest aż tak melancholijna? W każdym razie, myślę, że singiel powinien być
odkrywczy, intrygujący i wyrazisty, a Sea
Of Love troszkę tego brakuje. Mimo to ma swój unikatowy klimat
przesiąknięty The National.
Heavenfaced to chyba najspokojniejszy numer na płycie, a
jednocześnie tak melodyjny i piękny. Kilka wolnych, pojedynczych dźwięków
wypełnionych głosem Matta, stopniowo narasta do pełnej, przejmującej ballady.
Słuchając, ma się ochotę śpiewać razem z wokalistą: Because we’ll all arrive in haven alive.
Zaskakujący jest dla mnie utwór This Is The Last Time, który jest bardzo…
fajny ( nie powinna używać takich słów, bo co to znaczy fajny?, jest to za mało konkretne, ale dla mnie to bardzo pozytywne określenie). Z czego wynika ta fajność? Najbardziej z sposobu śpiewania, śpiewania dość
unikatowego, trochę takiego sylabowego, z akcentowaniem każdego słowa. Nadaje to
świetny efekt piosence, która przez to wpada w ucho i prosi by ją zaśpiewać
razem z zespołem. Dużym plusem i zaskoczeniem jest dołożenie w piosence
żeńskich partii. Poza tym dla mnie, stanowi ona punkt odniesienia do kilku
rzeczy.
Oh, but
your love is such a swamp. You’re the only thing I want..
Gdybym miała wskazać numer na
singiel, to byłoby to z pewnością Graceless.
Na tle płyty najbardziej mylny nurem, po przesłuchaniu którego nie oceni
się całości. Również jeden z moich ulubionych, a to głównie za sprawą energii,
jaką niesie. O, dziwo nastraja mnie pozytywnie. Piosenka do której nie da się zachować spokoju, nie stukając palcami w blat.
Pod koniec znów powoli zwalniamy.
Slipped wprowadza nastrój
rozprawienia się z samym sobą. Rozliczenia z miłości, która nie jest łatwa,
choć tak oczywista. Delikatnie wyśpiewywane słowa z pełną emocjonalnością, w
rytm prostej i pięknej melodii, tworzą dołującą historię… I won’t need
any help to be lonely when you leave me.. I can’t blame you for losing your
mind for a little while... Dla mnie kolejny numer z etykietą ulubione.
I Need My Girl – dla mnie jedna z najpiękniejszych opowieści o
miłości i tęsknocie w muzyce jakie słyszałam. Gamy dźwięków przepływają tak
płynnie, zwiewnie, melodyjnie, że oczy same się zamykają by chłonąć tę
stonowaną melodię całym sobą. Poruszający. Nie byłam wielką sentymentalistką, ale po przesłuchaniu
tej płyty, to się chyba zmienia.
Trochę szybszą piosenką od I Need My Girl jest Humiliation. Utwór na temat,
którego mam najmniej do powiedzenia. Hm, jest trudny. Wciąż w klimacie płyty,
jednak bez dużej rewelacji. Ciekawy brzmieniowo efekt dają użyte na końcu wokalizy w wykonaniu chórku i „przepływające” wręcz
refreny.
Jeszcze jednym numerem napawającym
wewnętrznym smutkiem i przygnębieniem, jest Pink
Rabbits. Może to i kolejna piosnka o
nieszczęściu jakim jest miłość, ale kupuję ją w całości. Emocjonalność przemawiająca
przez wokal Matta Berningera, połączona z harmonijnym brzmieniem gitar, keyboardu
i perkusji, nadających numerowi
soft-rockowe brzmienie, jest perełką.
Płytę zamyka kojące Hard To Find, które poprzez swoją klasyczność
i delikatność idealnie wpasowuje się końcówkę, tworząc z początkiem płyty
klamrę. Brzmienie i wokal są tak estetyczne, że pozostaje mi tylko zachwycać
się tymi dźwiękami. Przepiękny i czysty numer. Wielka nastrojowość.
Gdybym miała określić tę płytę
jednym słowem… miła. Ma w sobie coś, co sprawia, że chce się wrócić. Po mimo
całego klimatu, wokal wywołuje pozytywne odczucia. Sprawia radość. Dominuje tu
przede wszystkim jednorodność (rzuca się już na wstępie), objawiająca się
podobnym tempem, połączeniem rytmów i wokalem, który nie wiele się zmienia
przez całą płytę. Wydawać mogłoby się, że wieje monotonią, ale to nie tak!
Zapis ułożony jest w taki sposób by wprowadzić nas w określony stan. Jeśli się
poddamy muzyce The National, poczujemy to.
I’m trying, but I’m graceless…
... tak więc wybaczcie mi jeśli napisałam o The National zbyt
powierzchownie ( jeśli są tu wierni fani), ale dopiero się z nimi oswajam i
poznaję. Starałam się przelać moje odczucia, co ostatnimi czasy było ciężkie (
nic nie zaciekawiło mnie na tyle, by zmusić do pisania, a tu proszę…). Mam
nadzieję, że zachęciłam Was do przesłuchania Trouble Will Find Me, które jest bezsprzecznie wycieczką w rewiry muzycznej
konsternacji i melancholii.
Pozdrawiam i do następnego.
Passionflooower (Mary)
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńChciałabyś żebym wstawiał twoje notki na blogu?
OdpowiedzUsuńChodzi w nim o to, że jak ktoś zgłosi swojego bloga to będę wstawiał jego notki na blogu.
Dzięki temu inni będą widzieć co napisałaś a ty co napisali inni wchodząc tylko a jednego bloga,
jeśli Ci się jakaś notka podoba, to możesz kliknąć na link i wejść na bloga.
Zgłoś się tutaj (pamiętając o regulaminie): szafa-blogowa.blogspot.com
Od zdania o Green Dayu wiedziałam już, że muszę zgłębić piosenki tego zespołu. Też ostatnio słucham Green Daya w tą i w tamtą. Więc skoro dla Ciebie była to miła odmiana. Dla mnie też być powinna. Wpisałam w YT nazwę zespołu i przesluchałam kilka utworów. Nie przepadam za melancholią, ale z Twojego opisu wynikało, że oprócz niej w tej muzyce jest coś więcej. I się nie zawiodłam, a wręcz spodobało mi się. Jest bardzo oryginalne, może z lekka bluesowe nawet. Ale mi to nie przeszkadza.
OdpowiedzUsuń