
„ Tekst ten dobrze oddaje “brud” bohaterów tego obrazu, tak
jak i ohydę roboty, którą wykonują faceci pracujący w drogówce.
Oddaje w pełni świat, o którym opowiada. A nie jest to świat
ani taki, który się “lubi”, ani taki o którym człowiek mógłby powiedzieć, że
przyjemnie jest mu w nim żyć. Ale za to jest PRAWDZIWY.”
(źródło: projektmatka.com)
Wojciech Smarzowski po raz
kolejny, skutecznie i mocno prowokuje, zaskakuje, pokazuje nam to, czego nie
chcemy głośno powiedzieć. Zostawia w oszołomieniu. „Wesele”, „Dom Zły”, „Róża”
a teraz „Drogówka” to jak najbardziej kino kontrowersyjne, czyli to, czego
Wojtek nigdy nie ma dość. Ostentacyjny, bulwersujący, jakże realistycznie
prawdziwy. Zabawny – śmiejemy się, ale naprawdę jest to śmiech przez łzy, nad
tym, co dzieje się w ukochanej Polsce.
Obraz świata jaki wyłania się z
„Drogówki” nie pozostawia złudzeń. Wszystko jest na sprzedaż, świętości zostały
brutalnie zdeptane, a wartości przepadły razem z policyjnym honorem. Korupcja.
Łapówkarstwo. Kradzieże. Afery. Finansowe przekręty. Gwałty. Sutenerstwo.
Smarzowski bez skrupułów odziera z nadziei. Zmierzamy do samozagłady, a ta z
kolei jest nieunikniona.
„Drogówka” jest brutalna i to
uderza najbardziej. „Zwierzęce” zachowania, mnożące się chamstwo, wulgaryzmy,
będące najskuteczniejszą formą komunikacji międzyludzkiej i sytuacje uderzające
prawie tak samo mocno, jak piłeczka kauczukowa – za pomocą tych zabiegów
kreowany jest świat w jakim przyszło nam żyć. Na nasze nieszczęście.
Moment czasowy jaki został
uchwycony w filmie odnosi się do sytuacji sprzed kilku lat wstecz, kiedy
korupcja zbierała obfite żniwo wśród polskich organów władzy, na wszystkich jej
szczeblach. I mimo, że obecnie jest trochę lepiej, to reżyser porusza wciąż
frapujące tematy. Nadal żywe.
Podobnie jak w „Domie Złym”, tak
samo w „Drogówce”, Smarzowski kończy z impetem, pokazując triumf sił ciemności,
których jeden człowiek nie jest w stanie pokonać. Potrzebna jest bowiem
mobilizacja całego społeczeństwa, a my nie jesteśmy jeszcze na to gotowi (czy kiedyś w ogóle będziemy?).
Sierżant Petrycki (Arkadiusz Jakubik) w scenie z tytułu
Dla mnie ten film to zdecydowanie
duże zaskoczenie i odkrycie. Na długo też zostanie mi w pamięci. Lubię takiego
Smarzowskiego. Takiego chcę go oglądać. Prowokującego prawdą. Brutalnie
obśmiewającego zdegenerowany organ państwowy. Wytykającego wady. Obsesyjnie
rzeczywistego. Wśród zalet mogę wymienić montaż, który poprzez wstawki ujęć z
amatorskich kamer jeszcze bardziej ciekawi i wciąga do fabuły. Na duży plus ode
mnie, zasługuje również obsada filmu. Marian Dziędziel, Marcin Dorociński, Iza
Kuna, Eryk Lubos, aż w końcu Bartłomiej Topa i Arkadiusz Jakubik, którzy podźwignęli
ten film doskonale, a postać sierżanta Petryckiego (lowelasa), utkwi nie
jednemu w pamięci. Tym sposobem moja nadzieja została „odżywiona”. Mamy jeszcze
pokolenie zdolnych aktorów!
Na koniec jeszcze jedno… polskie
dramaty żyją i mają się, o dziwo coraz lepiej. Pamiętajcie o tym wybierając się
przy okazji do kina....
Ktoś był, widział? Ma inne zdanie? Chętnie wysłucham i przeczytam.
Trzymajcie się i do następnego!
Mary
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz