2013/06/28

Trouble Will Find Me



Yeah, w końcu sesja dobiega końca i można rozpocząć wakacje. Dla mnie oznacza to jedno – czas nadrobić zaległości. A zebrało się tego troszkę… kilkanaście świetnie zapowiadających się filmów do obejrzenia, masa płyt do przesłuchania, kilka seriali do ocenienia i w końcu książki, odkładane od wieków, do przeczytania. Jeśli będę w stanie, podzielę się z wami moimi odczuciami, polecę i odradzę. A więc nie zwlekając, mam coś dla was…

Dla mnie – niezwykle pozytywne odkrycie, zespół The National. Nie kojarzyłam wcześniej ich twórczości, znałam może jakiś numer, nie wiedząc w dodatku, że to ich, i nic poza tym. Dopiero za sprawą kogoś bliskiego, przesłuchałam kilka piosenek, które o dziwo, spodobały mi się. Przy okazji tego, Eska Rock puszcza ich najnowszy singiel, który obija mi się o uszy od dłuższego czasu… podsumowując – nie miałam wyjścia i ściągnęłam płytę. A postanowiłam zacząć od najnowszej…

Trouble Will Find Me



Już po przesłuchaniu kilku pierwszych piosenek, wiedziałam, że nie mogłam trafić lepiej. Nie tylko świetny wokal i muzyka oczarowały mnie, ale też klimat płyty, który idealnie wpasował się w mój aktualny nastrój.  Po niedawnym „męczeniu” all day/ all night, całej dyskografii Green Day’a, The National stało się dla mnie wspaniałą odskocznią i jednocześnie podróżą po bezdrożach melancholijnych dźwięków.

Płytę otwiera klimatyczne I Should Live In Salt, stanowiące po nikąd zapowiedź całej reszty. Po pierwszym przesłuchaniu, wiedziałam, że zostanę z tym numerem na dłużej. Utwór otoczony  aurą rozterki i smutku, wyśpiewywanego  z każdym powtarzanym jak mantra wersem: „You should know me better than that”. Mogłabym leżeć na śniegu, gdzieś na nieokiełznanym, dzikim sybirze, otoczona jedynie surową tajgą i słuchać tej piosenki. Przepiękna i głęboka.

Następnie mamy nie mniej nastrojowe Demons. Urzeka mnie wokal Matta Berningera, który rewelacyjnie komponuje się z całą tą lekko przygnębiającą otoczką utworu. Kompozycja tworzy dość osobiste muzyczne wyznanie.

Przerywnikiem dla depresyjnej nuty jest Don’t Swallow The Cap. Jednak podkręcony rytm i bit tylko na chwilę zachęcają nas do tupania nóżką czy tańczenia.

Fireproof nie pozostawia nam dalszych złudzeń. Nostalgia, zamyślenie, stagnacja, smutek, miłość, zatracenie – zdominowały tę płytę. To chyba mój ulubiony numer z Trouble Will Find Me. Niesamowicie dźwięczne i spokojne brzmienie. Nie wiem ile razy przesłuchałam Fireproof, ale za każdym razem tekst tej piosenki sieje w mojej głowie totalne spustoszenie i sprawia, że mam ochotę się rozpłakać. Romantyczna, piękna, smutna.

You’re fireproof, nothing break your heart…

Kolejny numer jest singlem promującym płytę – Sea Of Love. Hm, co do tej piosenki mam mieszane odczucia. Słyszałam/ słyszę ją często w radiu i szczerze, po przesłuchaniu jej pierwszy raz, wcale jej nie zapamiętałam. Może dlatego, że nie jest aż tak melancholijna? W każdym razie, myślę, że singiel powinien być odkrywczy, intrygujący i wyrazisty, a Sea Of Love troszkę tego brakuje. Mimo to ma swój unikatowy klimat przesiąknięty The National.

Heavenfaced to chyba najspokojniejszy numer na płycie, a jednocześnie tak melodyjny i piękny. Kilka wolnych, pojedynczych dźwięków wypełnionych głosem Matta, stopniowo narasta do pełnej, przejmującej ballady. Słuchając, ma się ochotę śpiewać razem z wokalistą: Because we’ll all arrive in haven alive.



Zaskakujący jest dla mnie utwór This Is The Last Time, który jest bardzo… fajny ( nie powinna używać takich słów, bo co to znaczy fajny?, jest to za mało konkretne, ale dla mnie to bardzo pozytywne określenie).  Z czego wynika ta fajność? Najbardziej z sposobu śpiewania, śpiewania dość unikatowego, trochę takiego sylabowego, z akcentowaniem każdego słowa. Nadaje to świetny efekt piosence, która przez to wpada w ucho i prosi by ją zaśpiewać razem z zespołem. Dużym plusem i zaskoczeniem jest dołożenie w piosence żeńskich partii. Poza tym dla mnie, stanowi ona punkt odniesienia do kilku rzeczy.

Oh, but your love is such a swamp. You’re the only thing I want..

Gdybym miała wskazać numer na singiel, to byłoby to z pewnością Graceless. Na tle płyty najbardziej mylny nurem, po przesłuchaniu którego nie oceni się całości. Również jeden z moich ulubionych, a to głównie za sprawą energii, jaką niesie. O, dziwo nastraja mnie pozytywnie. Piosenka do której nie da się  zachować spokoju, nie stukając palcami w blat.

Pod koniec znów powoli zwalniamy. Slipped wprowadza nastrój rozprawienia się z samym sobą. Rozliczenia z miłości, która nie jest łatwa, choć tak oczywista. Delikatnie wyśpiewywane słowa z pełną emocjonalnością, w rytm prostej i pięknej melodii, tworzą dołującą historię… I won’t need any help to be lonely when you leave me.. I can’t blame you for losing your mind for a little while...  Dla mnie kolejny numer z etykietą ulubione.

I Need My Girl – dla mnie jedna z najpiękniejszych opowieści o miłości i tęsknocie w muzyce jakie słyszałam. Gamy dźwięków przepływają tak płynnie, zwiewnie, melodyjnie, że oczy same się zamykają by chłonąć tę stonowaną melodię całym sobą. Poruszający.  Nie byłam wielką sentymentalistką, ale po przesłuchaniu tej płyty, to się chyba zmienia.

Trochę szybszą piosenką od I Need My Girl jest  Humiliation. Utwór na temat, którego mam najmniej do powiedzenia. Hm, jest trudny. Wciąż w klimacie płyty, jednak bez dużej rewelacji. Ciekawy brzmieniowo efekt dają użyte na końcu  wokalizy w wykonaniu chórku i „przepływające” wręcz refreny.

Jeszcze jednym numerem napawającym wewnętrznym smutkiem i przygnębieniem, jest Pink Rabbits. Może to i kolejna piosnka o nieszczęściu jakim jest miłość, ale kupuję ją w całości. Emocjonalność przemawiająca przez wokal Matta Berningera, połączona z harmonijnym brzmieniem gitar, keyboardu  i perkusji, nadających numerowi soft-rockowe brzmienie, jest perełką.

Płytę zamyka kojące Hard To Find, które poprzez swoją klasyczność i delikatność idealnie wpasowuje się końcówkę, tworząc z początkiem płyty klamrę. Brzmienie i wokal są tak estetyczne, że pozostaje mi tylko zachwycać się tymi dźwiękami. Przepiękny i czysty numer. Wielka nastrojowość.

Gdybym miała określić tę płytę jednym słowem… miła. Ma w sobie coś, co sprawia, że chce się wrócić. Po mimo całego klimatu, wokal wywołuje pozytywne odczucia. Sprawia radość. Dominuje tu przede wszystkim jednorodność (rzuca się już na wstępie), objawiająca się podobnym tempem, połączeniem rytmów i wokalem, który nie wiele się zmienia przez całą płytę. Wydawać mogłoby się, że wieje monotonią, ale to nie tak! Zapis ułożony jest w taki sposób by wprowadzić nas w określony stan. Jeśli się poddamy muzyce The National, poczujemy to.


I’m trying, but I’m graceless…

... tak więc wybaczcie mi jeśli napisałam o The National zbyt powierzchownie ( jeśli są tu wierni fani), ale dopiero się z nimi oswajam i poznaję. Starałam się przelać moje odczucia, co ostatnimi czasy było ciężkie ( nic nie zaciekawiło mnie na tyle, by zmusić do pisania, a tu proszę…). Mam nadzieję, że zachęciłam Was do przesłuchania Trouble Will Find Me, które jest bezsprzecznie wycieczką w rewiry muzycznej konsternacji i melancholii.






Pozdrawiam i do następnego.


Passionflooower (Mary)

3 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  2. Chciałabyś żebym wstawiał twoje notki na blogu?
    Chodzi w nim o to, że jak ktoś zgłosi swojego bloga to będę wstawiał jego notki na blogu.
    Dzięki temu inni będą widzieć co napisałaś a ty co napisali inni wchodząc tylko a jednego bloga,
    jeśli Ci się jakaś notka podoba, to możesz kliknąć na link i wejść na bloga.
    Zgłoś się tutaj (pamiętając o regulaminie): szafa-blogowa.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Od zdania o Green Dayu wiedziałam już, że muszę zgłębić piosenki tego zespołu. Też ostatnio słucham Green Daya w tą i w tamtą. Więc skoro dla Ciebie była to miła odmiana. Dla mnie też być powinna. Wpisałam w YT nazwę zespołu i przesluchałam kilka utworów. Nie przepadam za melancholią, ale z Twojego opisu wynikało, że oprócz niej w tej muzyce jest coś więcej. I się nie zawiodłam, a wręcz spodobało mi się. Jest bardzo oryginalne, może z lekka bluesowe nawet. Ale mi to nie przeszkadza.

    OdpowiedzUsuń