Jak często dajemy się
zwieść pierwszemu wrażeniu? Wystarczająco za często. Widzę to świetnie,
chociażby na swoim przykładzie, choć przyrzekam, staram się nie oceniać
rzeczywistości po pozorach, to nie zawsze mi się udaje. Tak po części trafiłam
na ten film. Stojąc z przyjaciółką przy kasie nie mogłyśmy dojść do
porozumienia. Kino to był czysty spontan. Oczywiście, każda miała coś na oku i
nie chciała odpuścić. Oglądając ulotkę reklamującą Klip, nie byłam przekonana, to mało powiedziane. Nic w tekście czy
wyglądzie nie przykuło mojej uwagi na tyle, by mnie zaintrygować. Wręcz
przeciwnie, czytając chociażby tekst „Chcesz go zobaczyć, ale nie chcesz w nim
zagrać”, uznałam to za kolejny, bezsensowny przekaz, a całość za denną i
odgrzewaną. Widząc dziewczynę z ulotki założyłam, że będzie to kolejny film o
tym jak brutalny jest świat show biznesu i że prowadzi do niego jedna droga. Im
dłużej oponowałam przeciw temu projektowi, tym bardziej moja przyjaciółka
chciała na niego pójść. W końcu, po przegranej w kamień, papier, nożyczki, nie
miałam wyjścia. Mając jeszcze do wyboru Życie
Pi, wybrałam Klip. I jak się
szybko okazało, nie żałowałam.
Zaskoczenie i jeszcze większe zaskoczenie –
jeśli miałabym powiedzieć jednym słowem. Dla mnie zaskoczenie, bo zupełnie nie
spodziewałam się tego, co zobaczyłam. Już pierwsza scena otwierająca film
zapowiada nam, że nie mamy co liczyć na przyjemne, rodzinne kino i wprawia w
lekkie otępienie. W dodatku, to nie jest jeden z tych filmów, na których można
się pośmiać czy wybrać z dzieckiem. To zdecydowanie kino dla dorosłych. I nie
wiem dlaczego, ale w tym momencie przychodzi mi na myśl pewne stwierdzenie,
które wydaje się tu prawdziwe – nic, co
ludzkie nie jest mi obce. Po zastanowieniu dochodzę też do wniosku, że Klip, choć pozornie wydaje się odległym
tematem, jest za razem tak bliski. Ma się wręcz wrażenie, że mógłby rozgrywać
się tuż obok, za ścianą. Tu pojawia się nurtujące pytanie, czy ja gram w Klipie?
Nie chcę i nie mam zamiaru opowiadać tu
fabuły filmu, ale przedstawić, co zostało mi w pamięci i zachęcić was do
obejrzenia, bo po mimo technicznych niedociągnięć i na oko nie za ciekawej
fabuły (mam tu na myśli, że nie każdy lubi akcję bazującą na życiu codziennym),
film zwraca uwagę na kilka ważnych zagadnień. To, co na początku rzuca mi się w
oczy i potem przewija przez cały film, to sposób przedstawienia Serbii. Nie
znam dokładnie sytuacji w Serbii i zastanawiam się, czy reżyser zamierzenie tak
bardzo jaskrawię, eksponuje ubóstwo tego kraju, przedstawiając nam go jako
miejsce społecznej biedy i różnorodnych
patologii. Scenerie po jakich prowadzi nas kamera napawają zniesmaczeniem,
współczuciem, smutkiem i swoistą grozą. Wszystko jest szare i sprawia wrażenie,
że czas zatrzymał się tu, kilkanaście lat temu. Szkoła i szpital przypominają
budynki do rozbiórki, a otoczenie w jakim przebywa główna bohaterka, ukazuje
nam z jak wieloma problemami boryka się serbskie społeczeństwo. Co może choć
trochę pocieszać to fakt, że być może mamy lepszą służbę zdrowia. Z obrazu
Serbii jaki wyłania się za kamery, dobrze widać jak ciężka atmosfera miejsca
wpływa na młodych ludzi, podsyłając im jako lek na uśmierzenie egzystencjalnego
bólu i zmierzenie się ze szarą, przytłaczającą rzeczywistością, narkotyki, alkohol
czy seks.
Nastolatka dostaje od bogatego wujka
telefon, którym zaczyna kręcić to, co dzieje się wokół niej. Gdyby powiedzieć:
o tym w skrócie jest Klip, byłoby
zbyt dennie. Zabawka jaką jest komórka, szybko staje się dla Jasny odskocznią
od problemów z jakimi musi się mierzyć (szkoła, choroba ojca, nieodwzajemniona
miłość). Tu właśnie pojawia się druga rzecz, która zostaje w pamięci – życie
seksualne Jasny, uwieczniane za pomocą komórki. Wszystkie sceny seksu, zarówno oralnego i analnego, czy
masturbacji, służą dopełnieniu portretu bohaterki, który jest niesamowicie
złożony, z uwagi na trudny charakter dziewczyny. W sumie, dopiero tutaj
ujawniają się jakiekolwiek uczucia dziewczyny, która w relacjach z rodziną
wydaje się wyobcowana, zdystansowana, obojętna i zamknięta w sobie. Dopiero
wyraźny bodziec sprawia, że widzimy „czującą” Jasne.
Klip poza
przenikającymi, martwymi krajobrazami serbskich przedmieść i czystym
realizmem, ukazuje szereg wzajemnych relacji, które z czasem mogą wydawać się
dziwnie znajome. Najwyraźniej rysuje się obraz uczuć Jasny do szkolnego kolegi.
Aż nie mogę się powstrzymać by nie powiedzieć: kto z nas nie był nigdy
zakochany bez wzajemności ( a może wręcz zaślepiony) tak, że gotów był na
całkowicie wszystko? Kamera ukazując nam tę dwójkę w przeróżnych sytuacjach,
odkrywa obie strony tego uczucia. Można wręcz zapytać, Gdzie zaczyna się fascynacja? Ile poniżenia można znieść bez słowa? I
przede wszystkim, czy naprawdę warto? Zacznę od tego, że w pewnych stanach
nie dopuszczamy do siebie negatywnych uczuć, nie chcemy dostrzec tego jak ktoś,
kogo kochamy, traktuje nas jak tzw. jednorazową chustkę, którą można zetrzeć
każdy brud i która jest niezastąpiona. W
pierwszym momencie Jasna mnie irytowała, tym, że pozwalała mężczyźnie tak sobą
pomiatać i pozwolić na poniżenie siebie. Jednak po chwili zaczęłam się
zastanawiać, czy będąc na jej miejscu postąpiłabym inaczej, i choć staram się,
to nie umiem odpowiedzieć. Mimo wszystko wierzę, że istnieją uczucia tak silne,
przez które nie jesteśmy sobą.
Podczas tego filmu miałam mieszane uczucia.
Momentami było mi żal głównej bohaterki, a czasami strasznie mnie irytowała,
innym razem czułam obrzydzenie i złość. Myślę, że choć istnieją bardziej
pikantne i seksualne filmy, to Klip może
uderzać bezpośredniością, pierwotnością natury ludzkiej i momentami naprawdę
odrzucać. Mnie uderzyły najbardziej
cztery momenty tego filmu, podczas których nie mogłam powstrzymać cisnącego się,
do jednego z bohaterów, obrzydzenia i irytacji. Jeśli obejrzycie z pewnością je
zauważycie. Jest jeszcze jedna rzecz o jakiej chciałam wspomnieć – muzyka.
Odgrywa tu dużą rolę, ponieważ charakteryzuje nam bohaterów i sytuacje, a która
momentami naprawdę działała mi na nerwy. Z początku w ogóle myślałam, że akcja
rozgrywa się w Rosji, a to ruskie disco polo I jak dla mnie, nie porwała mnie,
ale weszła do głowy. Myślę też, że inny soundtrack nie oddałby tak dobrze
całego klimatu. Tak więc Klip nie
tylko zaskakuje, odkrywa, demonstruje, ale i prowokuje. Zamknięty klamrą
zszokowania (zarówno początkowa jak i końcowa scena mocno uderza), na długo
zostaje przed oczami. Czy zagrałbyś w tym Klipie?
Na to pytanie musicie odpowiedzieć już sami.
Ah i jeszcze jedno spostrzeżenie jakie właśnie odkryłam. Reżyserem jest kobieta, Maja Milos. Szczerze powiedziawszy jestem zaskoczona, ale jak najbardziej pozytywnie! Brawo.
Maja Milos
Kim jestem ja dowiecie się wkrótce. Mogę was zapewnić, że ode mnie będzie bardzo filmowo i muzycznie.
"Klip" na pewno jest ciekawą propozycją dla dojrzałego filmowo widza. Można powiedzieć, że porusza on niezwykle intymne tematy. A i co ważne- nie jest to amerykańskie kino, a europejskie.
OdpowiedzUsuńPrzez Ciebie, będę musiała go zobaczyć! ;)
Wedłuh Filmwebu, któremu czasem ufam, a czasem nie film jest zbyt podobny do innego "Ken Park", ale porównając recenzje tych dwóch filmów Klip wygląda na lepszy. Nie znam Twojego gustu filmowego więc nie zaufam ci bezgranicznie w twoim przekonaniu o filmie, ale mimo to go obejrze. Co do poprzedniego komentarza, kino jest serbskie
OdpowiedzUsuńNie widziałam i nie słyszałam o "Ken Park", więc nie porównam. Jeśli kochasz świat filmu - myślę, że powinnaś zobaczyć. Utkwił mi w pamięci i zaskoczył. Takie filmy doceniam.
UsuńJa też takie filmy doceniam, dlatego właśnie przekonałaś mnie, aby go obejrzeć. Nie lubię filmów bez głębszego sensu, a ten na pewno taki nie jest.
UsuńNie jest. I gdyby się zastanowić można go analizować na różnych płaszczyznach.
Usuń