2014/04/16

Pianista

„Ulice getta prowadziły donikąd. Kończyły się zawsze murem”*


II Wojna Światowa. Temat rzeka. Jednak dla nas - przodków tych, którzy przelewali krew byśmy mogli dziś wychowywać się i żyć w wolnym kraju, byśmy mogli nazywać się Polakami, to coś więcej niż fakt historyczny. Burzliwy początek dwudziestego wieku i cała jego pierwsza połowa to niezaprzeczalnie ważny element naszej tożsamości narodowej. Możemy mylić teks zwrotek hymnu, możemy nie wywieszać flagi 3 maja, ale nie ma możliwości byśmy nie wiedzieli, co wydarzyło się pamiętnego września 1939 roku. Temat wojny, okupacji, prześladowań, holocaustu, został wyczerpany przez historyków, pisarzy czy filmowych twórców do cna i wydaje się, że odnośnie II Wojny Światowej kto jak kto, ale my - Polacy wiemy wszystko. Nie ma okrucieństwa, z którym nie zetknęli byśmy się. Dlaczego więc w 2002 roku Roman Polański podjął się wyreżyserowania kolejnego dramatu wojennego z Warszawą w tle? Odpowiedź jest złożona. Polański zawsze podkreślał, że temat okupacji jest mu szczególnie bliski, jednakże gdy znalazł asa w rękawie, nie mógł odpuścić. Zagrał „va bank”. Czy wygrał?


„Pianista” to  niesamowita historia rozgrywająca się na naszym własnym podwórku. Na tle wybuchu II Wojny Światowej Polański skupia się na losach jednego człowieka, dziś już trochę zapomnianego - Władysława Szpilmana, jednego z najwybitniejszych polskich pianistów i kompozytorów swojego pokolenia, współtwórcy Polskiego Radia i oczywiście Żyda. Okiem kamery reżyser pokazuje okupacyjną codzienność od strony kompletnie niewinnego człowieka, artysty, w dodatku ofiary prześladowań. Losy Szpilmana stają się osią dla filmu, który oprócz dobrze znanego tematu wojny, skupia się również na niesamowicie silnych relacjach rodzinnych. Niech się wydarzy, co ma się wydarzyć, lepiej jednak, byśmy byli wtedy razem” mówi w pewnym momencie Władek (rewelacyjny Adrien Brody), a Polański dostarcza kilku poruszających scen m.in. wspólnego jedzenia Irysa czy rozdzielenia Szpilmana z rodziną, utwierdzając nas tym samym w przekonaniu, że mimo największej biedy czy głodu, wsparcie bliskich jest po prostu bezcenne. Gdy w końcu Szpilman zostaje kompletnie sam w Warszawie i obserwuje bunt w getcie, a następnie powstanie warszawskie, rozpoczyna desperacką walkę o przetrwanie, co dzięki niesamowitemu szczęściu, a może trochę przeznaczeniu, udaje mu się. Jak inaczej wytłumaczyć pomoc od kapitana Wehrmachtu, który dożywia ukrywającego się Szpilmana? Nie przychodzi mi na myśl nic innego, jak  wyjątkowość osoby Władysława Szpilmana.

Oprócz losów wybitnego kompozytora niezwykle ważną rolę w „Pianiście” odgrywa Warszawa, która na oczach bohatera zamienia się w zgliszcza. Dzięki usytuowaniu stolicy na pozycji niemalże bohatera filmu, Polański podkreśla, jak wielkie brzemię na mieszkańcach odcisnęło zrównanie z ziemią tego wielkiego miasta. W głębi człowieka jest wiele zła i zwierzęcych instynktów. Wychodzą one na jaw, gdy mogą się bez przeszkód rozwijać”, powiedział Szpilman. A wojna usunęła wszelkie przeszkody, pozbawiając Polaków jakichkolwiek złudzeń na przejawy człowieczeństwa ze strony wroga. Spalenie Warszawy wydaje się więc być zobrazowaniem słów pianisty.


Minusy? Film powstał na podstawie książki Władysława Szpilmana „Pianista”, jednak dzieło Polańskiego pomija wiele elementarnych rzeczy, które nadają książce unikatowy klimat. Dzieje się tak na przykład z przemyśleniami Szpilmana, jego monologami, spostrzeżeniami, które tworzą emocjonalny, wręcz osobisty portret artysty i okupowanego świata widzianego jego oczyma. Roman Polański w swoim obrazie zrezygnował z tego, pozbawiając jednocześnie Adriena Brody’ego możliwości aktorskiego wykazania się. O ile więc reżyser znalazł świetną historię, dającą szansę na zupełnie inne przedstawienie dziejów okupowanej stolicy, o tyle nie wykorzystał w pełni potencjału Władysława Szpilmana. W efekcie zapamiętujemy tylko podstawowe informację o tym wybitnym pianiście, wciągamy się w jego historię, ale niestety nie jesteśmy w stanie zrozumieć. I tak, jak nie da się wyleczyć zęba bez wizyty u stomatologa, tak by pojąć przez co właściwie przeszedł Szpilman, musimy wkraść się do jego umysłu, myśli. W tym przypadku będzie to książka, której niestety film Polańskiego nie przebił, lecz mimo to zyskał uznanie Amerykańskiej Akademii Filmowej, zdobywając trzy Oscary (w tym dla najlepszego filmu, reżysera i scenariusza) oraz kilka innych, prestiżowych nagród m.in. Złotą Palmę. W każdym razie ile by nie mówić o „Pianiście”, film zdecydowanie wart obejrzenia dla historii Władysława Szpilmana, która mam wrażenie, że z pokolenia na pokolenie będzie oddalać się coraz dalej, niczym statek znikający we mgle, aż za nasz horyzont.

Do następnego.
Bye, passionflooower.

* Władysław Szpilman

1 komentarz:

  1. Jeden z najbardziej poruszających filmów o sytuacji Żydów, jakie kiedykolwiek widziałam.

    OdpowiedzUsuń