Od czego by tu zacząć...
Może w pierwszej kolejności się przywitam, miło po długiej
przerwie, już prawie 3 miesięcznej, znów spróbować coś
sensownego sklecić. Ostatnio zmienił się troszkę nasz szablon,
jest bardziej słoneczny, antyzimowy, żeby naszym czytelnikom było
tu u nas przyjemniej. Niedługo przyjdzie czas końcoworocznych
podsumowań tego co się tutaj u nas na blogu działo, mam na to
pewien plan, o którym dowiecie się w poście wkrótce. Żeby już
nie przeciągać, powiem o czym chciałabym się rozpisać w tym 77.
już poście na RUCHu.
Podzielę się z Wami, krótszymi niż miałam to w zwyczaju, relacjami z dwóch koncertów, w których miałam okazję brać udział w ciągu ostatnich dwóch miesięcy. Założyłam sobie, że zrobię o nich wspólny post, dlatego też jest trochę odwleczony w czasie.
Podzielę się z Wami, krótszymi niż miałam to w zwyczaju, relacjami z dwóch koncertów, w których miałam okazję brać udział w ciągu ostatnich dwóch miesięcy. Założyłam sobie, że zrobię o nich wspólny post, dlatego też jest trochę odwleczony w czasie.
7 listopad, Torwar - Warszawa, Hurts - Exile Tour
Blood, Tears & Gold by MODEontheROAD
Na ten dzień czekałam
od marca, kiedy to po koncercie w Palladium Hurts ogłosili, że
wrócą do Polski w listopadzie. Wrócili wcześniej, we wrześniu na
zaproszenie Lecha, gdzie też udało mi się być, co nie zmienia
jednak faktu, że na listopadowy koncert czekałam niezwykle
niecierpliwie. Występ zapowiadał się świetnie, miało być więcej
utworów niż zazwyczaj, pierwszy raz w tak dużym obiekcie. Zespół
jak zwykle nie zawiódł, dali świetny występ, energia przepływała
między nimi a publicznością. Podczas koncertu byłam w 2-3 rzędzie
pod sceną, co też wzmocniło z pewnością muzyczne doznania,
rozglądając się wokół widać było, że wszyscy śwetnie się
bawili od pierwszych minut, do samego końca, zarówno na płycie jak
i na trybunach.
Prześpiewałam cały
koncert, o dziwo, bez większego uszczerbku na głosie. Zaczęło się
od Mercy, trasa Exile to debiut tego kawałka na żywo, mocne
uderzenie na sam początek. Pierwsze słowa wyśpiewane przez Theo,
pierwsze dźwięki i już zapomniało się o godzinach czekania i
mega zmęczeniu. Pod koniec piosenki publiczność wzniosła w górę
kartki z napisem "Welcome Home", btw w projektowaniu napisu
miałam swój mały udział, w tym samym momencie Theo krzyknął
"Warsaw make some noise!". I zaczęło się Miracle,
prześpiewane z rękoma w górze. Kolejne Silver Lining, jeden z
moich ulubionych utworów z Happiness. I przejście do Wonderful
Life, które śpiewała chyba cała zgromadzona publiczność, a Theo
tylko to podsycał mówieniem "Sing with me Warsaw" i tym
jak pozwalał nam śpiewać niektóre fragmenty, nie tylko przy WL,
ale podczas całego koncertu, podkreślał, że dobrze jest być znów
w Polsce. Kolejny utwór - Somebody To Die For - chyba wtedy po raz
pierwszy podczas tego koncertu poczułam się mega wzruszona, a w
moich oczach prawie stanęły łzy. Kolejne Blind, T. poprosił o
pomoc przy tym kawałku demonstrując, że chciałby żebyśmy
zaczęli śpiewaniem "eoeoeoeo ooo", które wszyscy z
chęcią podchwycili. Siódmy utwór - Evelyn, podczas którego
zwykle łamane są statywy, choć tego akurat zabrakło, wykonanie
tego utworu było jak zwykle idealne, solo Adama na gitarze zawsze
wzbudza wielkie emocje i wzmacnia charakter kawałka. O wiele
bardziej liryczną końcówkę śpiewaliśmy już razem. Kolejne,
energetyczne Cupid, które aż porywało, a wokal Theo jest w nim
mega przeszywający. Potem, Unspoken, które zawsze bardzo do mnie
trafia, głównie poprzez tekst i swoją delikatność. Kontynuacją
nastroju rozpoczętego poprzez Unspoken było wykonanie The Crow -
kolejny utwór, który mogliśmy usłyszeć po raz pierwszy na żywo.
Podczas niego panowała niemal kompletna cisza, publiczność
wsłuchiwała się w każdą sekundę trwania utworu na oczarowana,
rzeczywiście tak było, ten utwór jest po prostu magiczny. Przed
kolejnym utworem, akustycznym wykonaniem Blood, Tears & Gold,
które jest chyba moim faworytem z tego koncertu, Theo powiedział,
że Polska jest jednym z miejsc, które odziedzili już wiele razy i
które jedt jednym z ich ulubionych oraz to, że utwór BT&G był
jednym z pierwszych jaki stworzyli jako zespół i ciągle wiele dla
nich znaczy. Tylko Theo, obok niego Adam grający na gitarze,
niesamowite oświetlenie i śpiew publiczności. Uśmiechy obu,
podziękowania Theo, jego niedowierzanie - magiczne 4 minuty. Potem
przyszedł czas na Exile, Sandman, a następnie "time to dance"
przy Sunday. Dalej było Stay, oczywiście tytułowe słowo należało
w tym utwore do publiczności, Illuminated - które rozświetliło
cały Torwar światłem telefonów komórkowych i The Road, przed
którego rozpoczęciem Theo podziękował publice za wspaniały
wieczór i zapowiedział, że to ostatni utwór - w co nikt już nie
wierzy, bo zawsze wracają na bis. Tak było i teraz, rozbrzmiał
jakby dźwięk tykania zegara i co było oczywiste, rozbrzmiało
Better Than Love, podczas którego, muszę przyznać, świetnie się
skakało razem z ludźmi dookoła. Wtedy przyszedł czas na
rzeczywiście ostatni utwór tego wieczoru Help. Fragment "I can
feel the darkness coming and I'm afraid of myself/ Call my name and
I'll come running cause I just need some help" odśpiewaliśmy
wszyscy razem po czym Theo jeszcze raz zwrócił się do fanów i
zespół zszedł ze sceny.
Ale to nie był koniec
cudów tego wieczoru. Po wyjściu z Torwaru, trochę niechętne do
powrotu, zważając na to, że obok tłumy kibiców w tym samych
czasie opuszczały stadion po meczu Legii, zostałyśmy tam do około
godziny pierwszej z nadzieją, że zespół wyjdzie spotkać się na
moment z fanami. Czas oczekiwania minął niespodziewanie szybko na
rozmowach i nagle dojrzałam ze znajomymi poruszenie przy bramie. Do
wytrwałych czekających wyszedł Theo. Było nas około 20-30 osób,
tak że każdy kto był otrzymał od Theo podpis. Niebywale uroczy i
przemiły z niego facet, pogadał z nami, pożartował i już
odchodząc uniósł w górę flagę otrzymaną od fanów, na której
było napisane: Stay in Poland forever. Krótko mówiąc,
były to kolejne, dzięki Hurts, niezapomniane chwile. Oby nie kazali
na siebie długo czekać.
![]() |
snapshots z koncertu |
![]() |
i cenne pamiątki |
Zapomniałabym, że również dzięki znajomym, z którymi mogłam bawić się na koncercie był on tak udany. Należałoby też wspomnieć o supporcie, duet xxannaxx. Ciekawy wokal, brzmienia. Jednak odniosłam wrażenie, że dużo lepiej słychałoby się zespołu na bardziej kameralnej scenie, gdzie kontakt z widzem jest po prostu lepszy. Pomimo tego jednego "ale", muszę powiedzieć, że najbardziej podobało mi się wykonanie remixu utworu "Broken Hope" - zagościł na mojej playliście i do dziś do niego wracam. Życzę Klaudii i Michałowi dalszych sukcesów, i samych udanych koncertów.
5 grudzień, Kwadratowa - Gdańsk, Uniqplan - Wilderness Tour
Niezrażona szalejącym tego dnia orkanem wybrałam się na planowany koncert Uniqplan, skoro gościli w Gdańsku, zbrodnią byłoby nie przyjść. Po przybyciu do klubu przyjemnie było posiedzieć w ciepłym miejscu, pogadać z przyjaciółką, która mi towarzyszyła i tak spędzić pół godziny w oczekiwaniu na koncert. Gdy weszłyśmy na salę przez 21 sala była niemal pusta, a chłopacy z zespołu kręcili się na scenie dostrajając, rozstawiając sprzęt.
Występ rozpoczął się około 21:30, słysząc pierwsze dźwięki ludzie zgromadzili się w okolicach sceny, sama stałam dość blisko, najpierw w lewej strony pod głośnikiem skąd szybko uciekłam, mając na uwadze dobro mojego słuchu. Uniqplan zaprezentowali materiał z płyty Wilderness, która wyszła w tym roku. Przyznali, że to pierwszy ich występ w Gdańsku i dziękowali za ciepłe przyjęcie, wcześniej mieli okazję występować tylko w Sopocie podczas festiwalu TopTrendy. Koncert był kameralny, zgromadziło się max 80 osób, lecz zespół i tak był wdzięczny na liczne przyjście - uwzględniając warunki pogodowe i przestrogi meteorologów by nie wychodzić z domów, rzeczywiście - było licznie. Zresztą Uniqplan jest znany raczej w węższym gronie, dopiero co zadebiutowali ze swoją płytą, sama bym ich możliwe, że nie znała gdybym nie usłyszała ich jako support w marcu. Jednak co widać bardzo wyraźnie, chłopacy czerpią wielką radość z grania, podczas koncertu uśmiech nie schodził im z twarzy, dawali z siebie wszystko, nie chcąc jakoś wyróżniać jednych członków zespołu nad innymi, muszę przyznać, że Konrad Zieliński na perkusji i Michał Wojtas jako frontman są znakomici. Tego wieczoru najbardziej porwali publiczność kawałkami najbardziej znanymi: Freeland, This Makes Sense i Wilderness. Jednak na wielki plus moim zdaniem zasłużyło Love Radiation, które świetnie zabrzmiało live oraz Stranger. Tego wieczoru oprócz kawałków z pierwszego albumu, Uniqplan zagrali również skomponowany wcześniej utwór Hero, który nie znalazł się na płycie. Jedynym minusem, który wychwyciłam podczas występu było nieco szwankujące nagłośnienie, momentami zagłuszało ono i tak silny wokal, ale o to nie można winić zespołu, bo jak mówiłam dali z siebie wszystko, pewnie była to kwestia akustyki.
Gdy zespół zszedł ze sceny publiczność zaczęła wołać o bis, w końcu perkusista wyszedł i przekornie zaczynając, że nie jest najlepszym mówcą, powiedział, że nie mogą zignorować publiczności i oczywiście jeszcze coś zagrają. I w ten sposób ponownie rozbrzmiało Wilderness czym zespół pożegnał się z publiką i zapowiedział, że na pewno do Gdańska jeszcze wróci. Jeszcze muszę dodać na koniec jedno moje odczucie, spostrzeżenie, według mnie Uniqplan ma świetny materiał na letnie festiwale, gdzie ludzie skaczą, głośno śpiewają, po prostu widać, że się mega bawią, choć z drugiej strony kameralne występy też mają swoje zalety, bo stwarzają bliższą więź między artystami a publicznością.
![]() | ||||||||||||||||||
fot. Łukasz Falkiewicz click for more |
Tak więc, do kolejnego! Mam nadzieję, że nie dam czekać na swój następny post tak długo jak ostatnio,
V.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz