2013/12/15

Two months, two concerts


Od czego by tu zacząć... Może w pierwszej kolejności się przywitam, miło po długiej przerwie, już prawie 3 miesięcznej, znów spróbować coś sensownego sklecić. Ostatnio zmienił się troszkę nasz szablon, jest bardziej słoneczny, antyzimowy, żeby naszym czytelnikom było tu u nas przyjemniej. Niedługo przyjdzie czas końcoworocznych podsumowań tego co się tutaj u nas na blogu działo, mam na to pewien plan, o którym dowiecie się w poście wkrótce. Żeby już nie przeciągać, powiem o czym chciałabym się rozpisać w tym 77. już poście na RUCHu.

Podzielę się z Wami, krótszymi niż miałam to w zwyczaju, relacjami z dwóch koncertów, w których miałam okazję brać udział w ciągu ostatnich dwóch miesięcy. Założyłam sobie, że zrobię o nich wspólny post, dlatego też jest trochę odwleczony w czasie.


7 listopad, Torwar - Warszawa, Hurts - Exile Tour

 Blood, Tears & Gold by MODEontheROAD
A pod tym linkiem, cała playlista z video z koncertu 

Na ten dzień czekałam od marca, kiedy to po koncercie w Palladium Hurts ogłosili, że wrócą do Polski w listopadzie. Wrócili wcześniej, we wrześniu na zaproszenie Lecha, gdzie też udało mi się być, co nie zmienia jednak faktu, że na listopadowy koncert czekałam niezwykle niecierpliwie. Występ zapowiadał się świetnie, miało być więcej utworów niż zazwyczaj, pierwszy raz w tak dużym obiekcie. Zespół jak zwykle nie zawiódł, dali świetny występ, energia przepływała między nimi a publicznością. Podczas koncertu byłam w 2-3 rzędzie pod sceną, co też wzmocniło z pewnością muzyczne doznania, rozglądając się wokół widać było, że wszyscy śwetnie się bawili od pierwszych minut, do samego końca, zarówno na płycie jak i na trybunach. 


Prześpiewałam cały koncert, o dziwo, bez większego uszczerbku na głosie. Zaczęło się od Mercy, trasa Exile to debiut tego kawałka na żywo, mocne uderzenie na sam początek. Pierwsze słowa wyśpiewane przez Theo, pierwsze dźwięki i już zapomniało się o godzinach czekania i mega zmęczeniu. Pod koniec piosenki publiczność wzniosła w górę kartki z napisem "Welcome Home", btw w projektowaniu napisu miałam swój mały udział, w tym samym momencie Theo krzyknął "Warsaw make some noise!". I zaczęło się Miracle, prześpiewane z rękoma w górze. Kolejne Silver Lining, jeden z moich ulubionych utworów z Happiness. I przejście do Wonderful Life, które śpiewała chyba cała zgromadzona publiczność, a Theo tylko to podsycał mówieniem "Sing with me Warsaw" i tym jak pozwalał nam śpiewać niektóre fragmenty, nie tylko przy WL, ale podczas całego koncertu, podkreślał, że dobrze jest być znów w Polsce. Kolejny utwór - Somebody To Die For - chyba wtedy po raz pierwszy podczas tego koncertu poczułam się mega wzruszona, a w moich oczach prawie stanęły łzy. Kolejne Blind, T. poprosił o pomoc przy tym kawałku demonstrując, że chciałby żebyśmy zaczęli śpiewaniem "eoeoeoeo ooo", które wszyscy z chęcią podchwycili. Siódmy utwór - Evelyn, podczas którego zwykle łamane są statywy, choć tego akurat zabrakło, wykonanie tego utworu było jak zwykle idealne, solo Adama na gitarze zawsze wzbudza wielkie emocje i wzmacnia charakter kawałka. O wiele bardziej liryczną końcówkę śpiewaliśmy już razem. Kolejne, energetyczne Cupid, które aż porywało, a wokal Theo jest w nim mega przeszywający. Potem, Unspoken, które zawsze bardzo do mnie trafia, głównie poprzez tekst i swoją delikatność. Kontynuacją nastroju rozpoczętego poprzez Unspoken było wykonanie The Crow - kolejny utwór, który mogliśmy usłyszeć po raz pierwszy na żywo. Podczas niego panowała niemal kompletna cisza, publiczność wsłuchiwała się w każdą sekundę trwania utworu na oczarowana, rzeczywiście tak było, ten utwór jest po prostu magiczny. Przed kolejnym utworem, akustycznym wykonaniem Blood, Tears & Gold, które jest chyba moim faworytem z tego koncertu, Theo powiedział, że Polska jest jednym z miejsc, które odziedzili już wiele razy i które jedt jednym z ich ulubionych oraz to, że utwór BT&G był jednym z pierwszych jaki stworzyli jako zespół i ciągle wiele dla nich znaczy. Tylko Theo, obok niego Adam grający na gitarze, niesamowite oświetlenie i śpiew publiczności. Uśmiechy obu, podziękowania Theo, jego niedowierzanie - magiczne 4 minuty. Potem przyszedł czas na Exile, Sandman, a następnie "time to dance" przy Sunday. Dalej było Stay, oczywiście tytułowe słowo należało w tym utwore do publiczności, Illuminated - które rozświetliło cały Torwar światłem telefonów komórkowych i The Road, przed którego rozpoczęciem Theo podziękował publice za wspaniały wieczór i zapowiedział, że to ostatni utwór - w co nikt już nie wierzy, bo zawsze wracają na bis. Tak było i teraz, rozbrzmiał jakby dźwięk tykania zegara i co było oczywiste, rozbrzmiało Better Than Love, podczas którego, muszę przyznać, świetnie się skakało razem z ludźmi dookoła. Wtedy przyszedł czas na rzeczywiście ostatni utwór tego wieczoru Help. Fragment "I can feel the darkness coming and I'm afraid of myself/ Call my name and I'll come running cause I just need some help" odśpiewaliśmy wszyscy razem po czym Theo jeszcze raz zwrócił się do fanów i zespół zszedł ze sceny.
Ale to nie był koniec cudów tego wieczoru. Po wyjściu z Torwaru, trochę niechętne do powrotu, zważając na to, że obok tłumy kibiców w tym samych czasie opuszczały stadion po meczu Legii, zostałyśmy tam do około godziny pierwszej z nadzieją, że zespół wyjdzie spotkać się na moment z fanami. Czas oczekiwania minął niespodziewanie szybko na rozmowach i nagle dojrzałam ze znajomymi poruszenie przy bramie. Do wytrwałych czekających wyszedł Theo. Było nas około 20-30 osób, tak że każdy kto był otrzymał od Theo podpis. Niebywale uroczy i przemiły z niego facet, pogadał z nami, pożartował i już odchodząc uniósł w górę flagę otrzymaną od fanów, na której było napisane: Stay in Poland forever. Krótko mówiąc, były to kolejne, dzięki Hurts, niezapomniane chwile. Oby nie kazali na siebie długo czekać.

snapshots z koncertu
i cenne pamiątki

Zapomniałabym, że również dzięki znajomym, z którymi mogłam bawić się na koncercie był on tak udany. Należałoby też wspomnieć o supporcie, duet xxannaxx. Ciekawy wokal, brzmienia. Jednak odniosłam wrażenie, że dużo lepiej słychałoby się zespołu na bardziej kameralnej scenie, gdzie kontakt z widzem jest po prostu lepszy. Pomimo tego jednego "ale", muszę powiedzieć, że najbardziej podobało mi się wykonanie remixu utworu "Broken Hope" - zagościł na mojej playliście i do dziś do niego wracam. Życzę Klaudii i Michałowi dalszych sukcesów, i samych udanych koncertów. 



5 grudzień, Kwadratowa - Gdańsk, Uniqplan - Wilderness Tour

Uniqplan - Stranger @ Rockoberfest

Niezrażona szalejącym tego dnia orkanem wybrałam się na planowany koncert Uniqplan, skoro gościli w Gdańsku, zbrodnią byłoby nie przyjść. Po przybyciu do klubu przyjemnie było posiedzieć w ciepłym miejscu, pogadać z przyjaciółką, która mi towarzyszyła i tak spędzić pół godziny w oczekiwaniu na koncert. Gdy weszłyśmy na salę przez 21 sala była niemal pusta, a chłopacy z zespołu kręcili się na scenie dostrajając, rozstawiając sprzęt. 
Występ rozpoczął się około 21:30, słysząc pierwsze dźwięki ludzie zgromadzili się w okolicach sceny, sama stałam dość blisko, najpierw w lewej strony pod głośnikiem skąd szybko uciekłam, mając na uwadze dobro mojego słuchu. Uniqplan zaprezentowali materiał z płyty Wilderness, która wyszła w tym roku. Przyznali, że to pierwszy ich występ w Gdańsku i dziękowali za ciepłe przyjęcie, wcześniej mieli okazję występować tylko w Sopocie podczas festiwalu TopTrendy. Koncert był kameralny, zgromadziło się max 80 osób, lecz zespół i tak był wdzięczny na liczne przyjście - uwzględniając warunki pogodowe i przestrogi meteorologów by nie wychodzić z domów, rzeczywiście - było licznie. Zresztą Uniqplan jest znany raczej w węższym gronie, dopiero co zadebiutowali ze swoją płytą, sama bym ich możliwe, że nie znała gdybym nie usłyszała ich jako support w marcu. Jednak co widać bardzo wyraźnie, chłopacy czerpią wielką radość z grania, podczas koncertu uśmiech nie schodził im z twarzy, dawali z siebie wszystko, nie chcąc jakoś wyróżniać jednych członków zespołu nad innymi, muszę przyznać, że Konrad Zieliński na perkusji i Michał Wojtas jako frontman są znakomici. Tego wieczoru najbardziej porwali publiczność kawałkami najbardziej znanymi: Freeland, This Makes Sense i Wilderness. Jednak na wielki plus moim zdaniem zasłużyło Love Radiation, które świetnie zabrzmiało live oraz Stranger. Tego wieczoru oprócz kawałków z pierwszego albumu, Uniqplan zagrali również skomponowany wcześniej utwór Hero, który nie znalazł się na płycie. Jedynym minusem, który wychwyciłam podczas występu było nieco szwankujące nagłośnienie, momentami zagłuszało ono i tak silny wokal, ale o to nie można winić zespołu, bo jak mówiłam dali z siebie wszystko, pewnie była to kwestia akustyki.
Gdy zespół zszedł ze sceny publiczność zaczęła wołać o bis, w końcu perkusista wyszedł i przekornie zaczynając, że nie jest najlepszym mówcą, powiedział, że nie mogą zignorować publiczności i oczywiście jeszcze coś zagrają. I w ten sposób ponownie rozbrzmiało Wilderness czym zespół pożegnał się z publiką i zapowiedział, że na pewno do Gdańska jeszcze wróci. Jeszcze muszę dodać na koniec jedno moje odczucie, spostrzeżenie, według mnie Uniqplan ma świetny materiał na letnie festiwale, gdzie ludzie skaczą, głośno śpiewają, po prostu widać, że się mega bawią, choć z drugiej strony kameralne występy też mają swoje zalety, bo stwarzają bliższą więź między artystami a publicznością.

fot. Łukasz Falkiewicz click for more             






Tak więc, do kolejnego! Mam nadzieję, że nie dam czekać na swój następny post tak długo jak ostatnio,
V.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz