Oscar, Złoty Glob, a może jednak Złota Malina? Szaleństwo najważniejszych filmowych nagród na dobre rozpocznie się już za kilka tygodni, jednak od jakiegoś czasu świat filmu i krytycy żyją typowaniem nominacji. Kto oczarował świat, zabłysnął? Kto stworzył coś niepodważalnie genialnego? Wśród typowanych nazwisk do nominacji coraz głośniej wymawia się dwa: McConaughey i Leto, a co za tym idzie również Dallas Buyers Club. Jak bardzo wyczekiwałam tego filmu, wiedzą tylko najbliższe mi osoby, które pewnie nie raz zanudziłam wspomnieniem o nim (po raz n-ty). Na Dallas Buyers Club czekałam prawie rok, gdy w zeszłym roku dowiedziałam się, że Jared Leto przyjął nową rolę i przestał jeść, a do sieci wyciekły zdjęcia artysty z depilacji woskiem. Już wtedy pojawiły się pogłoski, że będzie to przełomowa rola Leto, a sam film namiesza. W ubiegłą niedzielę przekonałam się, że może być to prawdą. Film został wyświetlony w sekcji ,,pokazy specjalne" na festiwalu Camerimage w Bydgoszczy. Do polskich kin wejdzie 14 marca.
![]() |
Jared Leto na planie filmu. |
Jestem po prostu oczarowana filmem i tym, co Vallee wydobył ze swoich
aktorów. Postacie, które stworzyli Matthew i Jared są tak realistycznie
prawdziwe, barwne, intrygujące, czujące i bliskie sercu, że kupuje się je w
całości i chce więcej. Nie mogę wyjść z zachwytu nad Ronem i Rayon, którzy są
dla mnie najbardziej wyrazistymi osobowościami od czasu Lisbeth Salander
(bohaterki trylogii Millennium,
Stiega Larssona). W Dallas Buyers Club możemy podziwiać prawdziwie aktorski kunszt
i ogromne zaangażowanie, które widać już chociażby po zmianie zewnętrznej
aktorów, stylu mówienia czy tym, że nie dostrzega się udawania, gry aktorskiej,
lecz mamy nieodparte wrażenie identyfikacji, „stopienia się” aktorów z
odtwarzanymi postaciami. Dokładnie tak, jakby żyli ich życiem (i o to właśnie
chodzi). Osobiście uwielbiam relacje pomiędzy całą trójką: Evą, Ronem i Rayon,
które w dużej większości bawią i są ogromnym atutem filmu ze względu na ich
lekkość, swobodę z jaką są prowadzone. Dystans jaki posiadają do siebie
bohaterowie, związane z tym żarty (dygresyjne, ale mimo wszystko wynikające z
troski, odzywki Woodroofa do Rayon były moimi ulubionymi) i wspólna droga do
celu - budują i scalają ich relację, która z biznesowego układu szybko ewoluuje
w przyjaźń, podszytą najczystszą troską. Przypomina mi się tu scena, w której
Ron interweniuje w obronie przyjaciela i zmusza swojego ex-kumpla
(zatwardziałego homofoba) do uściśnięcia dłoni transseksualnej Rayon, co dla
mężczyzny jest kompletnym poniżeniem (bo co jeśli się przypadkiem zarazi od
niej HIV? Przecież powszechnie wiadomo, że to choroba „pedałów”). Na moje oko i
gust Vallee stworzył jeden z najciekawszych, najlepiej zgranych obrazów, jaki powstał
w kinie na przełomie co najmniej dziesięciu lat.
![]() |
Jared Leto odbierający nagrodę za rolę Rayon - pierwszą w aktorskiej karierze. |
„Jesteśmy jak Bonnie i
Clyde”, mówi w pewnym momencie filmu Rayon. I rzeczywiście w
Ronie i Rayon da się dostrzec podobieństwo do kultowego duetu. Przeciwieństwa
się przyciągają, a te, które nie dadzą sobie w kaszę dmuchać (scena gry w karty
na szpitalnym łóżku, gdy Rayon ogrywa Woodroofa) - jeszcze bardziej. Postać
Rona Woodroofa nie pozwoli o sobie szybko zapomnieć. Wychudzony, lecz
czarujący, odważny, porywczy, nie przebierający w słowach i dumny miłośnik
rodeo jest postacią, która unosi ten film, a Matthew prawdopodobnie gra rolę
życia. Jednak mimo świetnej kreacji aktorskiej
McConaughey’a, to Jared Leto jest najgorętszym nazwiskiem tego filmu, o
czym od dłuższego czasu plotkuje światek hollywoodzki. Muzyk i aktor słynący z
niekonwencjonalnych ról, po sześcioletniej przerwie wrócił na plan filmowy w
wielkim stylu, co potwierdza choćby nagroda specjalna Hollywood Film Awards, którą otrzymał za rolę Rayon. Jared
całkowicie zaangażował się w rolę i utożsamił z transseksualną Rayon. I nie
chodzi wyłącznie o metamorfozę jaką przeszedł. Aktor na potrzeby filmu zrzucił,
podobnie jak Matt - ponad 18 kilogramów (mam wrażenie, że tak drobnej sylwetki
i szczupłych nóg nie powstydziłaby się żadna modelka), wydepilował swoje ciało
i brwi, nauczył się chodzić na szpilkach, nosił kompletny makijaż i manicure,
zmienił głos. Najważniejsze było jednak
nadanie Rayon ludzkich cech i stworzenie kompletnie indywidualnej i charyzmatycznej
postaci, po części wkładając w nią cząstkę ekscentrycznego oraz wrażliwego
siebie. Bez cienia przesady mogę powiedzieć, że Leto wywiązał się z tego
zadania celująco.
Film na festiwalu Camerimage został przyjęty rewelacyjnie, co dało się słyszeć po natężeniu braw. W Bydgoszczy oczywiście nie zabrakło wiernego Echelonu i potężnej dawki braw przy napisach końcowych, szczególnie przy nazwisku Jareda (w zupełności na to zasłużył), choć Opera Nova nie została wypełniona. Zapamiętajcie ten tytuł: Dallas Buyers Club, bo
czuję, że za kilka tygodni usłyszycie o nim na poważnie. Przynajmniej bardzo
bym tego chciała. Przeglądając wpis o filmach typowanych w kategorii
najlepszego w tym roku, niewielu tytułom dałabym szansę. Po prostu w ogromnej
części przypadków to zwykłe powielanie tematów, nie mówiąc już o przeciętnej,
bezpłciowej grze aktorskiej. W przypadku filmu Jeana-Marca Vallee nie można
mówić o niczym takim. Wszystko począwszy od fabuły jest niepowtarzalne, a
postacie unikatowe. To zdecydowanie jeden z kilku najciekawszych filmów w tym
roku i tych, które widziałam.
Tym pozytywnym akcentem kończę. Trzymam kciuki za Dallas Buyers Club!
Provehito in altum.
Reżyser Jean-Marc Vallee ze swoimi aktorami na festiwalu filmowym w Toronto, gdzie film miał premierę. |
Tym pozytywnym akcentem kończę. Trzymam kciuki za Dallas Buyers Club!
Provehito in altum.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz