2013/09/01

Stereophonics – GRAFFITI ON THE TRAIN



Jak mogliście zauważyć, piszę o rzeczach, które w moim odczuciu zasługują na uwagę z prostego względu – są świetne/ odkrywcze/ ciekawe. Kiedy napiszę o tych znienawidzonych? Powoli się zbieram, ale lista jest długa, a tak trudno wybrać te najgorsze, które należy omijać szerokim łukiem. Póki, co o pozytywnych odkryciach… Tak oto nadrabiam zaległości i mam dla Was kolejną propozycję do przesłuchania.

Po sześciu latach od wydania Keep Calm And Carry On, Stereophonics wrócili z nową płytą, która miała premierę 1 marca. Co prawda w muzyce zespołu za dużo się nie zmieniło, bo Jones i spółka wciąż serwują nam głównie ballady, przesiąknięte melancholią, które łatwo wpadają w ucho…, ale ta chrypka w głosie! Dla niej zdecydowanie warto było czekać i muszę przyznać, że nie zawiodłam się. Graffiti On The Train - jak dla mnie podrasowane Stereophonics, ale wciąż z tym czymś.

Zacznę od pierwszego singla In A Moment, który w odniesieniu do całej płyty może zmylić, ale jednocześnie ma w sobie coś, co nie pozwala zapomnieć. Poza wersją, którą mogliście usłyszeć w radiu, polecam Wam In A Moment - Alternative Version, jest jeszcze bardziej klimatyczna. Dobry wybór na singiel, z resztą tak samo jak Indian Summer. Jeden z moich ulubionych numerów na płycie. Zbudowany na chwytliwym bicie, wzbogacony o niebanalny tekst, a jednocześnie taki do zaśpiewania – sprawia, że ma się ochotę pobujać i potupać nóżką. Ach, będziemy tęsknić za latem... Trzecim i jak na razie ostatnim, wypuszczonym singlem jest tytułowe Graffiti On The Train. Piosenka, która dla mnie jest najbardziej poruszającą na płycie, a wszystko za sprawą dramaturgii i napięcia wyczuwanego w dźwiękach gitar. Co tu dużo mówić – jest po prostu piękna. W dodatku głos Jonesa – tak seksownie chrypiący – i niczego więcej nie potrzeba.

Stereophonics podczas występu na Impact Fest w Warszawie, 5 czerwca 2013.


Zdecydowanie inny klimat ma numer Catacomb. Bije tu pewność siebie, stanowczość i złość, którą podkreśla szybkie tempo oraz wyrzucane za sobą, w pośpiechu, słowa. W Catacomb nie mam miejsca na nostalgię. W dodatku – partie gitar – cudowne, zakochałam się. Środkiem pomiędzy melancholią a rockowym uderzeniem jest Violins And Tambourines. Stereophonics rozkręcają się dopiero około trzeciej minuty, prezentując kawałek całkiem niezłego grania. Może określić je, jako podniosłe, ale całkowicie komponujące się z resztą.

Na tle całej płyty, mocno wyróżnia się Been Caught Cheating. Nie wiem czy to za sprawą sposobu grania (przypomina, bowiem jeden z tych numerów, granych w okolicznym barze w Teksasie, kiedy publice jest już obojętne, co usłyszą (nie musi być to country!) I możesz zagrać autorską balladę), czy maniery, z jaką śpiewa Jones, ale piosenka jest klimatyczna i przyjemnie się jej słucha. Skojarzenie opisane wyżej, dodatkowo podkręcają słyszane w tle odgłosy (przekonacie się, o czym mówię). Jest inna, dlatego dopisałam ją do listy ulubionych.

A wiecie, do której piosenki powracam, gdy kończę słuchać tę płytę i mam wyłączyć komputer? We Share The Same Sun. Tekst, choć nie jest wielce wybitny, dla mnie jest prawdziwy i dlatego najbardziej się z nim utożsamiam. Uwielbiam ją za wyważoną, ale nieprzesadzoną delikatność i akustyczność brzmienia. Poza tym zachrypnięty wokal, z wyczuwalnymi momentami wibracjami w głosie – dla mnie – wygrywa wszystko.

Ciekawym i dobrze prezentującym się eksperymentem jest numer Take Me. Z nutką tajemniczości i obietnicą, niesioną nastrojowym brzmieniem – sprawia, że mimowolnie zatapiamy się w brzmieniu Stereophonics. Bardzo dużym plusem w tej piosence jest duet Kelly’ego z jego narzeczoną, Jakki Healy, i śpiewanie na dwa głosy – dzięki temu całość świetnie odwzorowuje i ożywia miłosny dialog, napisany przez Jonesa ( miałam nawet ciarki przy niej).

Z kolei Roll The Dice to swoiste rozprawienie się z życiem i uświadomienie sobie niezmiennych faktów. Jak dla mnie troszkę chaotyczna kompozycja, wolniejsze brzmienie poprzeplatane mocniej wyśpiewywanymi kwestiami, z dodatkiem nuty podniosłości pod koniec. Najmniej przemawiający do mnie utwór, ale to kwestia gustu.

W końcu numer zamykający Graffiti On The TrainNo – One’s Perfect. Bardzo refleksyjny.  Zostawiający nas w przekonaniu, że nie jesteśmy idealni ani nawet bliscy temu, mamy zbyt wiele słabości. Smutny? Nie określiłabym go tak, ale pasuje mi do wieczoru spędzanego w pubie, gdy za oknem hula szaruga i leje deszcz, a my próbujemy przekonać osobę obok nas, by dała nam jeszcze jedną szansę na poprawę…

Czy jest to płyta, do której będę chętnie wracać? Myślę, że tak. Mam bardzo zmienny nastrój i kiedy muszę odpocząć od punkowego brzmienia, sięgam m.in. po Stereophonics. Ich muzyka jest bardzo… nastrojowa, co udowadniają po raz kolejny. Jeśli szukacie czegoś, co was powali – odpuście sobie. Tu po prostu trzeba wyczuć ten klimat. Wtedy słuchanie daje przyjemność.






Graffiti On The Train:

1.       We Share The Same Sun
2.       Graffiti On The Train
3.       Indian Summer
4.       Take Me
5.       Catacomb
6.       Roll The Dice
7.       Violins And Tambourines
8.       Been Caught Cheating
9.       In The Moment
10.   No-One's Perfect





Do następnego (mam nadzieję niedługo).

Passionflooower.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz