2013/02/15

Przegląd literatury współczesnej wg Neko.



Dzisiaj chciałabym odejść od tego, o czym do tej pory pisałam – o banałach łatwych i przyjemnych. Okazuje się, że jeżeli włoży się trochę trudu w coś co się robi, to też może stać się przyjemne.

Weźmy sobie na przykład taką książkę. Książka wcale nie jest łatwa ani przyjemna. Żadna. Jest duża, twarda, gruba, a jeżeli ktoś namarnował na nią sporo drzew i tuszu, to nawet i ciężka. A nie mówiąc już o tych w twardej lakierowanej oprawie. Nie można ich włożyć do torebki, bo będzie za ciężko, a poza tym mogło by się tam zmieścić jeszcze jedno lusterko, albo szczotka i rękawiczki, które w kryzysowej sytuacji przydadzą się o wiele bardziej. O, albo słuchawki do telefonu. Przecież o wiele łatwiej jest słuchać muzyki niż dźwigać, a już nie mówiąc o czytaniu. Po prostu katastrofa!

Na szczęście co jakiś czas można spotkać jakiegoś masochistę, który utrzymuje że lubi czytać, nawet te cegły. Kolejnym szczęściem jest to, że wydawnictwa ostatnimi czasy starają się nie produkować lakierowanych cegieł do leżenia na półce. (Mówię tu o tych do czytania, bo np. ciężki atlas geograficzny ze wspaniałymi mapami, na dobrym jakościowo papierze, to bajka.) Oczywiście to nie ze względu na czytelnika, któremu o wiele bardziej chce się czytać, kiedy książkę może trzymać w dłoni, która mu nie „więdnie” po 3 minutach, ale ze względów ekonomicznych.

Jakiś czas temu, dobrych kilka miesięcy,  miała premierę ostatnia książka Paula Austera  Sunset Park, znana pewnie niektórym biała okładka z twarzą przystojnego mężczyzny, z półek księgarń. Wtedy też, chociaż  chyba trochę wcześniej, w wieczornych audycjach radiowej Trójki zaczęto ją czytać. Z ciekawością wysłuchałam jednego lub dwóch fragmentów tej książki, bo później nie wytrzymałam i musiałam ją kupić. Kiedy tylko zobaczyłam Ją na półce pobliskiego Empiku moje serce zamarło. Była taka piękna, a jednocześnie tak ascetyczna i zero połysku na okładce (matowy lakier, ach cóż za wspaniały wynalazek). Z podekscytowaniem włożyłam nowy nabytek o torby i wyciągnęłam słuchawki (a co!), ale kiedy dotarłam do domu i otworzyłam pierwszą stronę, oddałam się jej w całości. Z tego co pamiętam, to nawet jeździła codziennie ze mną do szkoły.

Książka opowiada o losach 5 młodych bohaterów, którzy próbują odnaleźć siebie we współczesnym świecie. Niby banał, ale Auster ma tak fantastyczny sposób pisania, że nawet blask Nowego Jorku, gdzie dzieje się główna akcja powieści, zostaje zasnuty dawką współczesnej szarości i cierpienia, które musi ponieść człowiek na drodze ku odnalezieniu własnego miejsca, miłości i szczęścia.

Książka ujmuje, ponieważ bohaterowie są na tyle rozbudowani i ucieleśnieni, że chyba każdy młody człowiek może odnaleźć w nich cząstkę siebie i spróbować się przenieść w ich świat i zastanowić się: co ja bym zrobił/a na ich miejscu? To jest niesamowita refleksja, zwłaszcza kiedy pozna się ich historię, kiedy to 4   bohaterów wprowadza się do opuszczonego domu niedaleko brooklyńskiego Sunset Park.

Jest to dopiero pierwsza książka Paula Austera , którą przeczytałam, ale zaopatrzyłam się już w następną : Podróże po skryptorium, a w planach mam jeszcze Trylogię nowojorską, więc do pracy, rodacy!


Czytać książki, mugole!

1 komentarz:

  1. mnie też zainteresowałaś nią :D ostatnio żyję e-bookami, co tam oczy jeszcze młode

    OdpowiedzUsuń