2014/01/08

Głos wszech czasów po raz kolejny w Polsce!

Po świątecznej krzątaninie i sylwestrowym odsypianiu nadszedł czas powrotu na stare śmieci i ponownego zarywania nocy nad książkami. Stwierdziłam,że milczkiem siedzi od przedświąt reszta blogowej ekipy, i że dawno tu nic nie było, a nie... momencik.. w ogóle nic nie było na temat tego wspaniałego artysty.
Jakby go określić? Wspaniały wokalista, Amerykanin pochodzenia kanadyjskiego z wykształceniem muzycznym (od 6 roku życia gra na fortepianie), własnym repertuarem, co najważniejsze skromny, a to, że homoseksualista? To nic nie zmienia.

Panie i panowie, oto sam Rufus Wainwright, mój mistrz. Kiedy go słucham, chce mi się śpiewać razem z nim i co ważne, jego kompozycje są na tyle melodyjne, że bez większych problemów można próbować dorównać mistrzowi.
Pewnie dalej nie wiecie o kim mówię? Jeżeli oglądaliście kiedyś filmy takie jak: Shrek, Across the Universe, Brokeback Mountain, czy jakże lubiany przeze mnie Moulin Rouge, to znacie go i razem z nim czuliście samotność Shreka śpiewając cohenowskie Hallelujah, czy melancholię Paryża nucąc Complainte de la butte.


Chciałam wam zwrócić na niego uwagę, ponieważ po raz kolejny odwiedzi Polskę i po raz kolejny będzie to Warszawa. W ramach promocji swojej najnowszej płyty, a właściwie jest to składanka typu the best of, zagra w marcu w klubie Palladium. Bardzo bym chciała tam być i zazdroszczę wszystkim, którzy mają już bilety (a wyprzedane są prawie wszystkie).


Jego piosenki nie są skomplikowane, bez żadnych udziwnień i szalonych wokaliz. Prostotą wykonania i skromną i klasyczną aranżacją muzyczną ujmuje za każdym razem, a przynajmniej mnie. Mogę go słuchać bez przerwy i za każdym razem odczuwać te same emocje. Po prostu cichutkie i nastrojowe spectacular spectacular!

Chciałabym, żeby chłopak mi tak śpiewał, a nie tylko wyjadał słodycze....



Buziaki :* :*

E-N

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz